niedziela, 26 lipca 2015

Fusion Sacree for her Majda Bekkali

Fusion Sacree to jedne z niewielu perfum, które nieźle dają mi popalić, szczególnie w otwarciu, kiedy to przyjmują naprawdę ohyd…, nie, specyficzne oblicze. Na (nie)szczęście całkiem przyjemnie ewoluują i z paskudnego, rosołowo-rabarbarowego potworka przekształcają się w udaną i przyjemną w noszeniu, kwiatowo-orientalną kompozycję. Pozwolę sobie przedstawić te perfumy wykorzystując piramidę zapachową, wydaje mi się, że tak będzie najłatwiej i najbardziej czytelnie.

Otwarcie: rabarbar – pojawia się łącznie z gorzkimi liśćmi, pokryty jest ziemią, kwaśny, nieszczególnie jadalny. Prawie jak barszcz. Sosnowskiego. Ponadto włoszczyzna, w której prym wiedzie moja trauma wszechczasów - nać pietruszki, wszystko wyjęte z tłustego, zimnego rosołu. Czarna porzeczka, a raczej cały krzew, bo poza owocami są też charakterystycznie pachnące, aromatyczne liście, nie ma tu miejsca na słodki, gęsty sok porzeczkowy.
Serce: figa – mięsista, słodko-gorzka, lekko podgniła, nieszczególnie sympatyczna. Tuberoza i gardenia – królowe w całym towarzystwie, wyraźnie wybijające się, pachnące niezbyt naturalnie, gdyż wpadają w pułapkę chińskich gumek do mazania. Kwiat pomarańczy – indolowy. Bardzo indolowy. To mówi samo za siebie.
Prawie jak zaczarowany ogród... w szczególnym tego określenia znaczeniu.


Baza: najprzyjemniejsza i najbezpieczniejsza w noszeniu. Gdyby Fusion Sacree od początku pachniały tylko bazą, byłyby przeze mnie bardzo lubiane i doceniane. Świeże igiełki sosnowe (a może jodłowe albo świerkowe… sprawdziłam, podobno jodłowe), ciepła, balsamiczna słodycz, szczypta suchej, pylistej wanilii oraz odrobina aromatycznego espresso - kawa przywędrowała do bazy z otwarcia. Nie dziwię się jej, też bym stamtąd uciekła, bez zastanowienia.
Jak widać, sporo się dzieje w Fusion Sacree. Ktoś mógłby powiedzieć, że wręcz za dużo i jak to w ogóle możliwe. Fusion Sacree siedzą na skórze przez cały dzień, a nawet dłużej, więc mają wystarczająco dużo czasu, żeby przetransformować się w tak spektakularny sposób. Moc też mają niemałą, dzięki czemu ta cała metamorfoza jest łatwa do wyczucia. Ciekawe, kwiatowo-orientalne dziwadełko. Wprawdzie ani mi się śni nosić te perfumy globalnie, ale od czasu do czasu na nadgarstku, dla testu, jako kara/nagroda… czemu nie?

Nuty zapachowe: kawa, bergamotka, mandarynka, kolendra, rabarbar, czarna porzeczka, nektar figowy, gardenia, kwiat pomarańczy, tuberoza, jaśmin, goździk (przyprawa), jodła kanadyjska, wanilia, balsam Tolu, heliotrop, cedr, ambra, piżmo, paczula.

Źródła zdjęć:
1. http://www.luckyscent.com
2. http://www.worldiscover.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz