niedziela, 11 sierpnia 2013

Rose The One Dolce&Gabbana

Dzisiejsza recenzja będzie lekka, prosta i treściwa, tak jak perfumy, które stanowią jej przedmiot. Chodzi o Rose The One marki Dolce&Gabbana, wariację na temat klasycznych The One z 2006 r. Wersja różana zagościła na rynku w 2009 r., a jej autorem jest Michel Girard. W założeniu ma być lżejsza, subtelniejsza i bardziej pudrowa niż klasyk, w mojej opinii należy jeszcze dodać, że bardziej dosłowna, niepoważna i słabsza, w skrócie – typowy fruity-floral, jakich mnóstwo w drogeriach, ładny i bezpieczny, wielofunkcyjny, na różne okazje, ale bez krzty charakteru i indywidualizmu.


Otwarcie to nic innego jak guma balonowa o smaku wieloowocowym, gdzie na pierwszy plan wybija się czarna porzeczka, słodkie, ale subtelne liczi oraz obowiązkowo cytrus – w tym przypadku grapefruit, który ma za zadanie wprowadzić do kompozycji odrobinę ekstrawagancji w postaci rześkiej kwaskowatości.


Nie mija kwadrans, a słodka, owocowa guma balonowa przekształca się w jednolitą, kremową masę, w której nuty owocowe sprowadzone zostają do roli tła, a przed szereg wysuwają się róża i piwonia – duet dziewczęcy, miły dla nosa, ale, jak już wspomniałam, pospolity, do bólu przewidywalny. Wprawdzie nie jest to mdła różana konfitura, ale też nie ma mowy o naturalistycznym odwzorowaniu rzeczywistej woni tych kwiatów – są one zbyt silnie zespojone z różowym, owocowym kremem uformowanym z nut otwarcia.


Im bliżej bazy, tym więcej w Rose The One wanilii, która ostatecznie pochłania pozostałe nuty, pozostawiając na skórze słodką, jadalną wręcz poświatę, której obecności świadoma może być jedynie osoba nosząca te perfumy, ponieważ ich intensywność nie zachwyca, podobnie zresztą jak trwałość, oscylująca w granicach 4-5 godzin.
Propozycja dobra przede wszystkim na wiosnę i niezbyt uciążliwe pod względem temperatury lato, zdecydowanie do podobania się, nie do szokowania i zwracania uwagi.


Nuty zapachowe: czarna porzeczka, grapefruit, mandarynka, konwalia, róża, liczi, piwonia, lilia, ambrette, sandałowiec, piżmo, wanilia.

Źródła zdjęć:
1. http://perfumeriastyl.pl
2. http://devashrutibanerjee.blogspot.com
3. http://foodmayhem.com

2 komentarze:

  1. Ja tam zapachem nie muszę szokować, ale i nie lubię pachnieć jak pół miasta ;) Wątpię by te perfumy mi się spodobały, mimo że lubię różę jako taką. Guma balonowa to już nie moja bajka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem prawdopodobne, że spodobałyby Ci się, ale no właśnie... Z niektórymi perfumami jest tak, że lepiej je powąchać, uśmiechnąć się i pójść dalej niż je nosić. ;)

    OdpowiedzUsuń