sobota, 13 lipca 2013

Oud Velvet Mood Maison Francis Kurkdjian

Nadeszła pora na oud - nutę, która ostatnimi czasy w szaleńczy sposób podbiła rynek perfum – nie ma takiej marki, która szanowałaby się, a jednocześnie nie posiadała w swoich „zasobach” kompozycji oudowej.


Oudem pachnieć chce niekoniecznie każdy, ale każdy, kto interesuje się perfumami chce, prędzej czy później, oud poznać. Tak było też ze mną. Początkowo podchodziłam do tego szaleństwa sceptycznie, moje skojarzenia zbyt mocno skręcały w kierunku szpitala, bandaży, lizolu i tym podobnych kwestii. Zniechęciłam się i odsunęłam od oudu. Przyznaję, podejście to było bardzo schematyczne i krzywdzące dla tej nuty, o czym miałam okazję przekonać się po jakimś czasie.
Najpierw poznałam Oriental Edition II marki Angel Schlesser. Mimo, że oudu w oficjalnym składzie nie ma, ja go tam wyczułam. Co więcej, spodobał mi się, nabrałam odwagi i zachciało mi się poznać bardziej oudowe kompozycje. W międzyczasie udało mi się wygrać zestaw próbek w konkursie zorganizowanym przez Sabbath na sabbathofsenses.com. W skład zestawu weszło wprowadzone na rynek w 2013 r. oudowe trio marki Maison Francis Kurkdjian – Silk, Velvet oraz Cashmere Oud. Doskonała okazja do nabrania doświadczenia, ostrożnie zabrałam się więc za testy.
Moim pierwotnym zamysłem, jako osoby stawiającej pierwsze kroki w świecie kompozycji, których centrum stanowi oud, było napisanie recenzji Oud Silk Mood, ze względu na to, że perfumy te uważam za najbardziej łagodne i przystępne, idealne do rozpoczęcia przygody z oudem (poza tym, choć najbardziej oczywiste z całego trio, są moim faworytem).
Silk Mood oczywiście doczeka się recenzji, tymczasem postanowiłam, ze w pierwszej kolejności zmierzę się ze zdecydowanie bardziej oudowym Velvet Mood.


Przy pierwszych testach otwarcie wykręciło mi nos – dostałam surowy, gorzki, bardzo mocny oud, od którego zakręciło mi się w głowie. Na szczęście szybko udało mi się wrócić do równowagi, a dosłowny i pozbawiony słodyczy oud zaczął łagodnieć. Co więcej, nabrał kremowego, żywicznego charakteru, pozwalając tym samym na wyeksponowanie nut drzewnych, doprawionych odrobiną świeżej paczuli. 
Baza również okazała się dla mnie łaskawa dzięki wyraźnemu dymnemu akcentowi, który „zagęścił” kompozycję i dodał jej wyrafinowania.
Mimo dość trudnego (jak na mój nos) wstępu, zdecydowałam się użyć Velvet Mood globalnie. Pomimo wstępnych obaw nie popełniłam w ten sposób samobójstwa – kompozycja ułożyła się na skórze nadzwyczaj przyjemnie, nie poddusiła, nie zmęczyła. Projekcja zatem zadowoliła mnie w pełni, podobnie trwałość – Velvet Mood trzyma się na mnie mniej więcej 7-8 godzin.
Choć moje nastawienie do oudu uległo zmianie, a Velvet Mood doceniam i uważam za kompozycję udaną, to flakonu z tego nie będzie – po pierwsze ze względu na cenę, która moim zdaniem jest mimo wszystko zbyt wysoka, a po drugie dlatego, że znalazłam łagodniejsze, czyli bardziej odpowiednie dla mnie oudy.


Nuty zapachowe: szafran, cynamon, oud, balsam Copahu.

Źródła zdjęć:
1. http://agarwood.com
2. http://fragrantica.com

2 komentarze:

  1. Prawda, że przyjemna? Kurkdjian sam chyba nie jest ortodoksyjnym miłośnikiem oudu, bo jego agarowce wszystkie są takie... Miłe. Dla mnie zbyt miłe, ale doceniam.

    A próbki z rozdania... Nie mogły trafić lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie dobrze, że od nich zaczęłam, ale z drugiej strony... Boję się tych niemiłych ;>
    Dziękuję ;*

    OdpowiedzUsuń