wtorek, 16 lipca 2013

273 Rodeo Drive Fred Hayman

Perfumy z lat 80. i 90. darzę szczególnym uczuciem. Kupuję ich bogactwo, często ciekawe zestawienia nut, zaskakujący rozwój, niesztampowy charakter. Owszem, bywają toporne, zbyt przytłaczające, trudne do noszenia i zniesienia, można je kochać, można nienawidzić, ale ciężko o nich powiedzieć, że są nijakie, bez charakteru.
W taką konwencję wpisują się także perfumy, którym chcę poświęcić dzisiejszą recenzję – 273 Rodeo Drive marki Fred Hayman. 


Kompozycje Haymana są bardziej popularne w Ameryce niż w Europie, na szczęście istnieje możliwość ich nabycia za pośrednictwem internetu – niektóre są naprawdę warte poznania.
273 Rodeo Drive (w wersji dla kobiet oraz dla mężczyzn) powstały w 1989 r. Niniejsza recenzja dotyczy wersji damskiej, zaliczanej do grupy orientalno-kwiatowej.
Kompozycja ta typowa jest dla okresu, w którym powstała, dlatego też nietrudno zgadnąć, że piramida zapachowa jest dość imponująca, zapach jest mocny, intensywny, ciekawie się rozwija oraz wywołuje kontrowersyjne opinie.
Otwarcie atakuje mocnym akordem tuberozy i gardenii. Tuberozę lubię, za gardenią nie przepadam. Czuję się tym bardziej niepocieszona, że w tym duecie prym wiedzie gardenia. 


Obie nuty, szczególnie występujące razem, pojawiają się bardzo często w kompozycjach z przełomu lat 80. i 90.
Jako plus mogę potraktować fakt, że efekt, jaki tworzą te kwiaty w 273 Rodeo Drive tylko przez chwilę wierci w nosie, szybko nabiera ciepła, staje się miękki i kremowy – dzieje się tak za sprawą słodkiego śliwkowego niuansu. Owa śliwka zdaje się być suportem dla głównej nuty w tej kompozycji – brzoskwini, która pojawia się dość szybko, jeszcze zanim śliwka na dobre rozwinie skrzydła i sukcesywnie przejmuje kontrolę nad resztą nut. 


Nadal obecne i łatwo wyczuwalne pozostaje kremowe tło utkane z białych kwiatów, wciąż gdzieś w oddali usłyszeć można echo obecności śliwki, jednak to właśnie brzoskwinia nadaje charakteru 273 Rodeo Drive.
Nie jest to subtelny, neutralny aromat, a konkretne, odurzające mocą i nieco syntetyczną, ale wciąż przyjemną dla nosa słodyczą uderzenie, które doskonale komponuje się i z gardenią i z tuberozą, tworząc w sumie niezwykle kobiecą i zmysłową kompozycję (oczywiście przy pojęciu zmysłowości trzeba wziąć na poprawkę jego rozumienie w czasach, kiedy perfumy te powstały).
W całym tym szaleństwie jest także miejsce na odrobinę irysowego pudru, dzięki któremu kremowy charakter kompozycji nabiera bardziej gęstego, pudrowego charakteru oraz odrobinę przypraw, które stanowią doskonałe przejście do bazy kompozycji.
Baza, zbudowana na solidnej, sandałowo-ambrowej konstrukcji, doskonale współgra z kwiatowo-owocowym sercem, ocieplając je, dodając mocniejszego, bardziej wyrazistego charakteru oraz niewymuszonej elegancji i klasy.
Trwałość oczywiście perfekcyjna – 9-10 godzin, intensywność – cóż, killer, szczególnie przy wyższych temperaturach.
Pozycja obowiązkowa dla miłośników mocarzy powstałych w dwóch ostatnich dziesięcioleciach minionego wieku.


Nuty zapachowe: tuberoza, gardenia, śliwka, brzoskwinia, jaśmin, morela, orris, ylang-ylang, przyprawy, sandałowiec, ambra, wetiwer, cedr.

Źródła zdjęć:
1. http://target.com
2. http://tumblr.com
3. http://statesymbolsusa.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz