sobota, 20 lipca 2013

Chloe Eau de Parfum Intense

Nigdy nie ciągnęło mnie jakoś specjalnie do perfum marki Chloe. Czytywałam o nich, miałam okazję poznać różne opinie, widywałam je w perfumeriach, jednak ciągle brakowało mi czegoś, co stanowiłoby impuls do sięgnięcia po tester którejkolwiek z wersji i poznania jej.
Sytuacja uległa zmianie, kiedy we wrześniu ubiegłego roku, przy okazji zakupów internetowych, otrzymałam dość sporą próbkę wersji Intense. 


Bez większego entuzjazmu spryskałam nadgarstek i… przepadłam z kretesem. Ostatnimi czasy rzadko zdarza się, żeby perfumy zachwyciły mnie przy pierwszym kontakcie – Chloe Intense powiodła się ta sztuka, zaczęłam żałować, że do tej pory podchodziłam do niej z dystansem i bez entuzjazmu. Będąc w szale uniesień, katowałam próbkę niemal codziennie, żeby po jakimś czasie zobaczyć dno w fiolce. Dla spokoju sumienia zdobyłam niewielką odlewkę, użyłam jej kilka razy, po czym zauroczenie minęło, zapach spowszedniał, znudził mi się i powędrował do pudła z próbkami. Przez kilka miesięcy używałam Chloe sporadycznie, robiąc sobie coraz dłuższe przerwy, niemal o niej zapominając. W końcu, mniej więcej dwa tygodnie temu, sięgnęłam po Chloe ponownie. Separacja okazała się na tyle pomyślna, że po raz kolejny wpadłam w zachwyt.  Nie zwróciłam uwagi na to, że w atomizerze pozostało już niewiele płynu, obficie dozowałam sobie przyjemność noszenia Chloe. Dziś sięgnęłam po nią ponownie i widząc, że niedługo się rozstaniemy (jednak nie na długo) pomyślałam, że to dobry moment na stworzenie recenzji.
Czym zachwyciła mnie Chloe Intense? Oczywiście różą. Nie jest to róża pośledniego sortu, mdła, nudna, na siłę starająca się przypodobać wszystkim lub próbująca zemdlić i udusić w przypadku, gdyby ktoś zgłaszał obiekcje co do jej urody. Nie jest to też  róża płaska, anemiczna, niby urocza, ale tak rozmyta i nieokreślona, że zwyczajnie nudna.
Róża w Chloe Intense ma charakter. Z jednej strony ujmuje naturalnym, klasycznym pięknem, doskonale wyważoną proporcją między słodyczą a cierpkością (mamy tu nie tylko kwiat w pełni rozkwitu, ale także liście, łodygę, a nawet kolce), z drugiej strony jest niezwykle oficjalna, trzyma dystans, wymaga określonej oprawy.


Ten wymagający i bezkompromisowy charakter róży w Chloe Intense dodatkowo podkręcony został dość sporą dawką różowego pieprzu, który choć nie wierci w nosie zbyt mocno, to jednak dodaje kompozycji ostrości i swego rodzaju surowej, bezdyskusyjnej klasy.
Początkowy dystans i ścisłe trzymanie się konwenansów ulegają złagodzeniu w miarę rozwoju kompozycji. Pojawiają się szlachetne, ciepłe nuty drewna sandałowego, róża staje się bardziej kremowa, łagodnieje, nie tracąc przy tym ani odrobiny elegancji, a pod koniec rozwoju perfum odrobinę subtelnej, pudrowej słodyczy wprowadza bób tonka, stanowiąc tym samym doskonałe tło dla pozostałych, złagodzonych i w pełni okiełznanych nut.


Zachwycając się Chloe Intense, w przypływie optymizmu, postanowiłam poznać wersję podstawową – wodę perfumowaną z 2008 r. Udałam się do perfumerii, zaaplikowałam perfumy na nadgarstek i przeżyłam rozczarowanie – EDP jest jak młodsza, bardziej naiwna i żądna komplementów siostra Intense.  EDP jest też kapryśna – niby przymila się słodką, kwiatowo-owocową aurą, ale jeśli nie przypadniesz jej do gustu, to zacznie męczyć i drażnić. Tak też stało się w moim przypadku. Bukiet róży, piwonii i frezji wzbogacony odrobiną soku owocowego, niby pełen klasy, przestrzenny i elegancki, okazał się dla mnie nudny i męczący. Zrażona tym doświadczeniem odpuściłam sobie poznanie pozostałych wersji Chloe – EDT, L’Eau i Rose. Liczę, że kiedy już najdzie mnie ochota na ich poznanie, choć jedna z nich zachwyci mnie tak, jak Chloe Intense.
Chloe Intense (w koncentracji wody perfumowanej) wprowadzono na rynek w 2009 r.


Nuty zapachowe: róża, różowy pieprz, sandałowiec, bób tonka.

Źródła zdjęć:
1. http://zentraldrogerie.com
2. http://talismancoins.com
3. http://popartuk.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz