niedziela, 21 lipca 2013

Alien Essence Absolue Thierry Mugler

Świat Alienów miałam poukładany do momentu pojawienia się wersji Essence Absolue. Miejsce na piedestale należało się wersji podstawowej z 2005 r. (szczególnie sprzed reformulacji). Tuż za nią plasowała się likierowa wersja limitowana. Na trzecim miejscu – Alien Taste of Fragrance. Taki porządek trwał niezmiennie od dłuższego czasu i nic nie zapowiadało jakichkolwiek przetasowań – do chwili, kiedy poznałam Essence Absolue, autorem którego jest Pierre Aulas. 


Pierwszy kontakt z tą wersją zmylił mnie - odwiedziłam perfumerię i z pewną dozą obawy sięgnęłam po tester. Pierwsze wrażenie – tak myślałam, rewolucji nie ma, stary porządek został zachowany. Jaśmin przyduszony upiornie słodkim, waniliowo-ambrowym głazem. Swoją drogą, czy to na pewno jaśmin? Odniosłam wrażenie, że to kwiat pomarańczy stroi sobie ze mnie żarty. Spojrzałam jeszcze raz na flakon (w mojej ocenie jeden z najmniej zachwycających spośród całej rodziny Alienów), rzuciłam okiem na cenę i bez cienia żalu opuściłam perfumerię. Cała ta historia rozegrała się latem 2012 r., niedługo po premierze tych perfum.
Po niemal roku od pierwszego testu zachciało mi się odmiany, czegoś nowego. Byłam akurat w trakcie umawiania wymiany, pojawiło się widmo nabycia kilku mililitrów Essence Absolue – skorzystałam. Nietrudno zgadnąć, co się stało – wpadłam w zachwyt. W pewnym momencie byłam nawet skłonna twierdzić, że ta wersja jest lepsza od klasyka. Ostatecznie Alien EDP uchował się na pierwszym miejscu w rankingu Obcych, jednakże drugą lokatę zajął Alien Essence Absolue. Trzecie miejsce dla Likierowego (nie mogę przestać rozpaczać nad tym, że zdobycie go graniczy z cudem, a ja, będąc swego czasu w posiadaniu flakonu, wymieniłam go).
Co takiego stało się, że spojrzałam na EA dużo łaskawszym okiem? Czas. Dałam sobie i tym perfumom czas na wzajemne oswojenie się. Pomimo upływu czasu nadal uważam, że jest to strasznie słodki, waniliowo-ambrowy upiór z naręczem jaśminu i kwiatów pomarańczy (tak, wciąż je tam wyczuwam, mimo, że w spisie nut nie ma po nich ani śladu), jednak w tym szaleństwie jest magia, coś, co sprawia, że co jakiś czas muszę do niego wrócić. Nie stanowi dla mnie przeszkody nawet fakt, że baza bywa na mnie, delikatnie mówiąc, mało ciekawa, zdarza się, że męczy mnie, drażni, ale też hipnotyzuje, zakazuje podjęcia próby pozbycia się jej. Winowajcą jest mirra, ale po kolei.
Otwarcie EA jest relatywnie przestrzenne, znośne, klaustrofobia następuje niedługo później. Mamy tu jaśmin, który pod względem charakteru i koncentracji wyniesiony został z EDP z tą różnicą, że jaśminowi towarzyszy wspomniany już słodki, kremowy kwiat pomarańczy. 


Nuty kwiatowe nie pozostają długo same, już w otwarciu nadciąga potężne uderzenie ogromnej fali waniliowej słodyczy. Wprawdzie nie jest to waniliowy olejek do ciast, ale o realnym, naturalistycznie oddanym zapachu wanilii też nie można mówić. W ten sposób kwiaty zostają uwięzione w chmurze dość syntetycznej, ale przyjemnej dla nosa wanilii. Kolejne natarcie szykuje gęsta, słodka, pozbawiona jakichkolwiek cech zwierzęcych ambra. W tym momencie ciężar gatunkowy słodyczy, zawarty w EA, staje się trudny do zniesienia, pojawia się jednak coś, co klinem wbija się w tę nienaturalnie stężoną słodycz – suche, szlachetne drewno kaszmirowe. Efekt początkowy tego zabiegu jest całkiem udany, balans między słodyczą a wytrawnym, kaszmirowym akordem utrzymuje przyzwoity poziom, jednak im bliżej bazy, tym niebezpieczniej.
Akord waniliowo-ambrowy traci na charakterze, robi się flegmatyczny, drewno staje się bardziej subtelne, przez co łatwo zanika w słodkim sosie, a całość doprawiona zostaje sporą dawką dość kwaśnej, oleistej mirry. 


Wierzę, że na kimś taka mieszanka może pachnieć przyzwoicie, na mojej skórze natomiast czasami płata figle - gryzie, mdli, męczy. Są dni, kiedy całość układa się spójnie i całkiem przyjemnie, jednak czasami mam ochotę pozbyć się tego Aliena, bo ciężko mi z nim wytrzymać. Swoją drogą pozbycie się go do łatwych nie należy – raz zaaplikowany trzyma się cały dzień, a moc jego jest tak wielka, że nie sposób o nim zapomnieć nawet po całym dniu, bez dodatkowych aplikacji. Wysoce wskazany jest umiar w aplikacji.
Ja wracam do EA raz na jakiś czas, dzięki temu nie czuję się przytłoczona, nie boli mnie głowa, czasami tylko zastanawiam się, czym zaskoczy mnie baza.


Nuty zapachowe: jaśmin, drzewo kaszmirowe, korzeń irysa, wanilia, biała ambra, mirra, kadzidło.

Źródła zdjęć:
1. http://douglas.fr
2. http://naldzgraphics.net
3. http://essentialhealth.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz