niedziela, 10 listopada 2013

Love in Black Creed

Fiołek stanowi jedną z moich ulubionych nut w perfumach, między innymi dlatego, że potrafi przybierać różne formy - od chłodnego, zielonego i gorzkiego przez ziemistego i surowego po miękkiego, ciepłego, pudrowego. Przyznam szczerze, że najbardziej podoba mi się trzecia odsłona, a to dlatego, że pudrowe perfumy to moja ulubiona kategoria w zasadzie od początku mojej przygody z perfumami.


Love in Black, perfumy inspirowane osobą Jacqueline Kennedy, testowałam pobieżnie kilka lat temu, pamiętam, że spodobały mi się, jednak nie na tyle, żeby zawrócić mi w głowie.


Zapomniałam o nich i prawdopodobnie jeszcze przez jakiś czas nie chciałoby mi się do nich wracać, gdybym niespodziewanie nie otrzymała próbki. Pierwszy kontakt wywołał u mnie obojętność. Ziemisty, chłodny fiołek podbity dość mocnym, szorstkim cedrem. Nic strasznego, ale też nic porywającego. Przez chwilę pomyślałam, że moja reakcja podczas pierwszego testu, kilka lat temu, była właściwa, jednak po chwili coś zaczęło się dziać - zrobiło się cieplej, bardziej miękko i z minuty na minutę coraz słodziej (choć wciąż w granicach dobrego smaku). Pojawił się pudrowy, elegancki irys, który wydobył z fiołka łagodną, pudrową słodycz oraz słodki, gęsty sok z czarnej porzeczki. Nie spodziewałam się, że połączenie bukietu pudrowych kwiatów i owocowego soku może dać tak elegancki, wyrafinowany efekt, zgrabnie omijając zbędne nadęcie i egzaltację. Na tym etapie Love in Black przypominają mi nieco Glam Rose od Les Parfums de Rosine, z tym, że są zdecydowanie głębsze, mniej nowoczesne, więcej w nich tajemnicy i dojrzałości, nie ma natomiast róży, która wymieniona jest jako jedna z nut bazy (w Glam Rose jest dobrze wyczuwalna). Brak róży w bazie rekompensuje obecność puchatego białego piżma, które sprawia, że Love in Black nabierają jeszcze bardziej pudrowego, kobiecego charakteru. Doskonała jakość składników i ich proporcje sprawiają, że perfumy nie męczą, nie mdlą i nie powodują bólu głowy. Można im zarzucić monotonię, jednak ja się z tym zarzutem nie zgadzam - Love in Black potrafią być ciepłe, miękkie i wytworne, kiedy indziej natomiast tworzą aurę tajemniczości, dystans, taki rodzaj chłodu, którego nie potrafię opisać. Niezwykła zmienność.


Plus za przyjemny retro twist, dodający Love in Black niedzisiejszego, wyrazistego charakteru.
Trwałość - bez zarzutu, 7 - 8 godzin, intensywność przeciętna, z pewnością nie jest to boa dusiciel.

Nuty zapachowe: fiołek, jaśmin, cedr, irys, goździk, piżmo, czarna porzeczka, róża.

Źródła zdjęć:
1. http://e-vintage.pl
2. http://scentstore.co.uk.
3. http://wallm.com

4 komentarze:

  1. Interesująca kombinacja. Najbardziej intryguje mnie ta pożeczka, choć osobiście sięgam zazwyczaj po kompozycje zawierające inne nuty zapachowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli pudrowy, słodki fiołek nie jest Ci straszny, powinnaś spróbować - warto poznać te perfumy, nawet gdyby nie do końca trafiły w twój gust.

      Usuń
  2. uwielbiam zapachy pięknie to opisałaś :)
    wiem, że nikt nie lubi zostawiania linków do siebie, ale u mnie od dzisiaj jest fajny Mikołajkowy konkurs z super nagrodą - może masz ochotę zaglądnąć :) mybeautyjoy.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie zestawienie zapachów są w moim stylu. Twoja recenzja jest bardzo kusząca.

    OdpowiedzUsuń