Czasami zdarza się tak, że przez przypadek poznajemy perfumy, o
których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, które prawdopodobnie nigdy nie zwróciłyby
naszej uwagi i zakochujemy się w nich od pierwszego testu. Takie sytuacje nie
zdarzają się często, dlatego są tym bardziej cenne, a ja, z nieskrywaną
radością mogę ogłosić, że właśnie dzisiaj przyszło mi poznać zapach, który oczarował
mnie całkowicie do tego stopnia, że pożądam flakonu bardziej, niż czegokolwiek
innego – chodzi o Eau de Gucci.
Pierwsza wersja tych perfum, Eau de Gucci concentree, pojawiła się na
rynku w 1982 r. Na portalu fragrantica.com możemy znaleźć informację, że Eau de
Gucci wprowadzono do sprzedaży w 1993 r. Możliwe, że informacja ta dotyczy wody
toaletowej, ponieważ taka koncentracja również jest (choć bardziej odpowiednim
słowem byłoby „była” – Eau de Gucci nie są już produkowane) dostępna. Sama
jestem posiadaczką wersji EDT, niestety nie miałam przyjemności poznać Eau de
Gucci concentree, dlatego pominę próbę analizy porównawczej obu zapachów.
W jednej z recenzji wyczytałam, że w pewnym stopniu perfumy te podobne
są do Boudoir Vivienne Westwood (które swoją drogą od kilku lat darzę
niezmiennym uwielbieniem). Jest w tym stwierdzeniu trochę prawdy. Obie
kompozycje cechuje dojrzała, kwiatowa pudrowość, w obu wyraźnie wyczuwam
obecność hiacynta i bzu, jednakże nie mogę stwierdzić, że jest to podobieństwo
siostrzane. Eau de Gucci jest bardziej gładka, spokojna, bez ciężkich,
fizjologicznych nut, brakuje w niej przypraw i tytoniu, który tak wyraźnie
wyeksponowany jest w kompozycji Westwood.
Zamiast tego otrzymujemy świeże, dość gorzkie otwarcie, podbite
subtelną, mydlaną nutą, gdzie pierwsze skrzypce gra wspomniany już hiacynt,
bergamotka oraz żywiczne galbanum, które jest odpowiedzialne za gorzki, ostry
charakter kompozycji.
Z ostrej, mydlanej świeżości perfumy ewoluują w kierunku subtelnej,
niezwykle kobiecej woni bukietu kwiatów, wśród których ewidentnie najważniejszą
rolę odgrywa bez (nieco syntetyczny, ale wciąż przyjemny dla nosa, jeden z
lepszych, jakie udało mi się poznać w perfumach), a towarzyszy mu słodki,
kremowy akord wiciokrzewu i jaśminu. Ta kwiatowa bomba otulona jest niezwykle
miękkim, łagodnym pudrowym woalem, który dodaje kompozycji niedzisiejszego
uroku.
Pudrowe kwiaty dominujące w sercu Eau de Gucci pozostają podszyte wytrawną
nutą galbanum, dzięki czemu całość z jednej strony nie jest nudna i dosłowna, z
drugiej natomiast płynnie przechodzi do bazy, w której najistotniejszą rolę
odgrywa mech dębowy oraz aromatyczny cedr.
Uniwersalna klasyka w najlepszym wydaniu, która zobowiązuje. Zbyt dużo
w Eau de Gucci klasy, nonszalancji i niewymuszonego wdzięku, żeby można
stwierdzić, że nadają się na każdą okazję. Świetnie sprawdzą się w pracy, na
spacerze, w teatrze, ale nie wyobrażam ich sobie wśród dzikiego tłumu
szalejącego gdzieś w klubie.
Trwałość uznaję za zadowalającą, na mojej skórze ok. 7-8 godzin,
intensywność także w normie, na pewno nie jest to killer, można liczyć na
delikatny woal otulający „nosiciela”.
Nuty zapachowe: mandarynka, hiacynt, ylang-ylang, bergamotka, cytryna,
galbanum, wiciokrzew, tuberoza, lilia, fiołek, bez, irys, jaśmin, konwalia,
róża, ambra, piżmo, mech dębowy, wanilia, wetiwer, cedr.
Źródła zdjęć:
1. http://fragrantica.com
2. http://perfumela.com
3. http://essentialnaturaloils.com
4. http://123rf.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz