Yvresse powstały w 1993 r., pierwotna nazwa tych perfum brzmiała
Champagne, jednak w wyniku procesu sądowego wytoczonego przez producentów wina musującego
produkowanego z winogron rosnących we francuskim regionie Champagne/Szampanii
ich nazwa została zmieniona właśnie na Yvresse.
Zmianie uległa tylko nazwa, flakon oraz sama kompozycja, której
autorką jest Sophia Grojsman, pozostała bez zmian.
Yvresse klasyfikowane są jako owocowy szypr. Przyglądając się imponującej
piramidzie zapachowej (w końcu to dzieło Grojsman no i lata 90.) nietrudno zauważyć,
że taka klasyfikacja nie jest dziełem przypadku czy zachcianki producenta. Wprawdzie
nie znajdziemy w otwarciu Yvresse tak charakterystycznych dla szyprów cytrusów,
sztandarowej wręcz bergamoty, jednakże serce, a tym bardziej baza tych perfum mają
szyprowy charakter bez dwóch zdań.
Bezpośrednio po aplikacji na skórę Yvresse przypominają mi w pewnym
stopniu recenzowane już przeze mnie Note Poudree. Podobnie jak w kompozycji M.
Micallef, także tutaj mamy do czynienia z dojrzałą brzoskwinią, zasuszoną, ale wciąż
dostojną róża oraz całkiem solidną dawką pudru, jednakże o ile w przypadku Note
Poudree wszystko podane jest wprost, bardzo dosłownie, o tyle Yvresse kryje w
sobie jakąś tajemnicę, skonstruowane jest na bogato – nie dość, że nut jest tu
więcej, to występują one w zdecydowanie wyższym stężeniu, a ilość i jakość interakcji
między nimi może przyprawić zawrót głowy.
W Yvresse przychodzi nam zmierzyć się przede wszystkim ze sporą
ilością słodkich soczystych owoców – nektarynek, brzoskwiń oraz moreli.
Ta
owocowa słodycz potęgowana jest dodatkowo przez cynamon, którego dodano całkiem
sporo. Mogłoby się wydawać, że mamy tu do czynienia z obrzydliwie słodkim
gourmandem, jednakże są w otwarciu dwie nuty, które trzymają tę słodycz w
ryzach, jednocześnie odbierając jej jadalny charakter – pierwsza z nich to
mięta, druga to kminek. Mięta wprowadza do kompozycji przestrzeń, rześkość,
ziołowy wręcz charakter, kminek z kolei odpowiada za lekką gorycz i ostrość,
nie gryząc się jednak z pozostałymi nutami.
W sercu kompozycji pojawia się akord kwiatowy – choć w piramidzie Yvresse
kwiatów wymienionych jest całkiem sporo, to mój nos wyczuwa tylko różę i
fiołka. Nie są to nuty dominujące, stanowią jednak idealne uzupełnienie nut
otwarcia, tym przyjemniejsze, że kminek po pewnym czasie łagodnieje, staje się
mniej wyczuwalny, a przestrzeń, którą dotychczas gwarantowała mięta, zostaje
zagęszczona, wypełniona owocowo-pudrowym woalem. Wszystkie te nuty są ze sobą
doskonale spojone, kompozycja jest idealnie zbalansowana, elegancka i klasyczna,
ale z drugiej strony nie jest jak sztywny gorset, pozwala czuć się swobodnie.
Baza Yvresse opiera się na dwóch nutach – mchu dębowym oraz paczuli.
To właśnie ten duet w największym stopniu odpowiada za szyprowy charakter
Yvresse – paczula pozbawiona jest akcentów piwnicznych, nie ma też słodkiego,
czekoladopodobnego charakteru – jest zielona i dość ostra, przez co idealnie
dopasowuje się do wytrawnego zapachu mchu dębowego. Tak skonstruowana baza
fantastycznie współgra ze słodkim, owocowo-kwiatowym pudrem, który jest
efektem ułożenia się nut serca na
skórze.
Trwałość nie
zawodzi – Yvresse wytrzymują na mojej skórze ok. 9-10 godzin, intensywność również
zadowala, choć nie jest to killer.
W 2011 r.
marka Yves Saint Laurent wypuściła na rynek serię La Collection, w skład której
weszły także odnowione Yvresse w nowym flakonie.
Nie jestem w stanie porównać
obu kompozycji, ponieważ nie miałam do czynienia z nową wersją, jednak sugerując
się okrojoną piramidą zapachową oraz opiniami osób, które poznały La Collection
Yvresse różnice są wyczuwalne – oczywiście na niekorzyść nowości.
Nuty
zapachowe: kminek, morela, nektarynka, brzoskwinia, mięta, anyż, goździk,
liczi, irys, cynamon, fiołek, róża, jaśmin, olejek różany, konwalia, ambra,
paczula, piżmo, benzoin, kokos, wanilia, mech dębowy, wetiwer, cedr, styraks.
Źródła zdjęć:
1. http://thevintageperfumevault.blogspot.com
2. http://saturdaydownsouth.com
3. http://getprice.com.au
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz