Dzisiejszy wpis inspirowany jest pogodą, która od jakiegoś czasu
próbuje pozbawić mnie sił życiowych. Przy wysokich temperaturach (takich
powyżej 30 °C) ciężko jest mi znaleźć perfumy, które nie zmęczyłyby mnie po
kilkunastu minutach noszenia, tym bardziej, że za cytrusowymi świeżakami i
buchającymi zielenią kompozycjami, szczególnie dedykowanymi na taką pogodę, nie
przepadam.
Przez dobrych kilka godzin zastanawiałam się więc, czego dziś użyć. W końcu
udało mi się zdecydować, skutkiem czego w tym morderczym upale towarzyszy mi
Iris marki Santa Maria Novella.
Officina Profumo-Farmaceutica di Santa Maria Novella, bo tak brzmi
pełna nazwa tego domu perfumeryjnego, poszczycić się może jedną z najdłuższych
tradycji jeśli chodzi o komponowanie perfum – pierwszy zapach, Acqua di Colonia, został stworzony w 1533 r.,
a ostatnie kompozycje tej marki pojawiły się na rynku w 2012 r.
Woda kolońska o bardzo sugestywnej nazwie, Iris, po raz pierwszy ujrzała
światło dzienne w 1901 r. Mogę się tylko domyślać jak pachniał pierwowzór i nie
wiem na ile podobna do niego jest wersja, którą mam okazję testować, jednakże sądząc
po jej charakterze mogę bez cienia wątpliwości stwierdzić, że duch minionej
epoki został w niej bardzo dobrze zachowany.
Iris nie może pochwalić się skomplikowaną piramidą
zapachową, w jej skład wchodzą bowiem tylko dwie nuty – fiołek oraz korzeń
irysa. Mogłoby się wydawać, że wieje tu nudą i przewidywalnością, tymczasem w
tej jednostajności i dosłowności jest odrobina magii i niedosłownego uroku.
Otwarcie jest dość ostre, trzyma na dystans, daje po
nosie chłodnym, metalicznym irysem oraz zielonym, odrobinę pudrowym fiołkiem.
Dodatkowo całość zostaje zmydlona przy pomocy kostki (no dobrze, kilku kostek) szarego
mydła. Dzięki temu zabiegowi otrzymujemy zapach czystości, który kojarzyć się
może z toaletą z czasów PRL.
Mnie wyobraźnia przenosi jednak nieco
dalej, do lat 20., może 30., jest w tym wszystkim odrobina luksusu i całkiem
sporo elegancji – tyle wystarczy, żeby odejść od skojarzeń związanych z szarą rzeczywistością Polski Ludowej, tym bardziej, że Iris ulega przeobrażeniu.
Z ostrego, trzymającego na dystans mydlanego dziwaka
zmienia się w ciepły, intymny, choć wciąż zdecydowanie niedzisiejszy zapach
czystości. Za taki obrót sprawy odpowiedzialny jest z jednej strony fiołek,
który odchodzi od ostrości na rzecz ziemistej, syntetycznej pudrowości, a z
drugiej irys, który w znacznym stopniu traci swój metaliczny charakter (choć charakterystyczna,
metaliczna nuta wciąż pozostaje dość dobrze wyczuwalna) na rzecz bardziej
przyjaznego dla nosa kosmetycznego pudru.
Na tym kończy się ewolucja Irisa, osiada on na
skórze mydlano-pudrowym obłokiem, z biegiem czasu ocieplając się nieznacznie i
trwając w takiej postaci przez dobrych kilka godzin, bo choć jest to woda
kolońska, to trwałość ma zaskakująco dobrą.
Kompozycja, ze względu na specyficzny charakter,
warta poznania przede wszystkim dla miłośników irysa oraz perfum vintage. Mnie
samej za serce jakoś specjalnie nie chwyciła, choć brawa należą się za to, że
przy warunkach pogodowych, w jakich przyszło mi ją nosić, nie zmęczyła i nie
poddusiła.
Nuty zapachowe: fiołek, orris.
Źródła zdjeć:
1. http://fragrantica.com
2. http://therakeonline.com
3. http://rebelya.pl
Fantastyczyna nota ! Radziłabym zareklamować bloga :) masz dar do pisania :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi miło, dziękuję! ;) Jeśli chodzi o reklamowanie, to nigdy nie byłam w tym dobra, ale wezmę twoją radę pod uwagę. ;)
Usuń