Świat Alienów miałam poukładany do momentu pojawienia się wersji
Essence Absolue. Miejsce na piedestale należało się wersji podstawowej z 2005
r. (szczególnie sprzed reformulacji). Tuż za nią plasowała się likierowa wersja
limitowana. Na trzecim miejscu – Alien Taste of Fragrance. Taki porządek trwał
niezmiennie od dłuższego czasu i nic nie zapowiadało jakichkolwiek przetasowań –
do chwili, kiedy poznałam Essence Absolue, autorem którego jest Pierre Aulas.
Pierwszy kontakt z tą wersją zmylił mnie - odwiedziłam perfumerię i z pewną
dozą obawy sięgnęłam po tester. Pierwsze wrażenie – tak myślałam, rewolucji nie
ma, stary porządek został zachowany. Jaśmin przyduszony upiornie słodkim,
waniliowo-ambrowym głazem. Swoją drogą, czy to na pewno jaśmin? Odniosłam
wrażenie, że to kwiat pomarańczy stroi sobie ze mnie żarty. Spojrzałam jeszcze raz
na flakon (w mojej ocenie jeden z najmniej zachwycających spośród całej rodziny
Alienów), rzuciłam okiem na cenę i bez cienia żalu opuściłam perfumerię. Cała
ta historia rozegrała się latem 2012 r., niedługo po premierze tych perfum.
Po niemal roku od pierwszego testu zachciało mi się odmiany, czegoś
nowego. Byłam akurat w trakcie umawiania wymiany, pojawiło się widmo nabycia
kilku mililitrów Essence Absolue – skorzystałam. Nietrudno zgadnąć, co się
stało – wpadłam w zachwyt. W pewnym momencie byłam nawet skłonna twierdzić, że
ta wersja jest lepsza od klasyka. Ostatecznie Alien EDP uchował się na
pierwszym miejscu w rankingu Obcych, jednakże drugą lokatę zajął Alien Essence
Absolue. Trzecie miejsce dla Likierowego (nie mogę przestać rozpaczać nad tym,
że zdobycie go graniczy z cudem, a ja, będąc swego czasu w posiadaniu flakonu,
wymieniłam go).
Co takiego stało się, że spojrzałam na EA dużo łaskawszym okiem? Czas.
Dałam sobie i tym perfumom czas na wzajemne oswojenie się. Pomimo upływu czasu
nadal uważam, że jest to strasznie słodki, waniliowo-ambrowy upiór z naręczem
jaśminu i kwiatów pomarańczy (tak, wciąż je tam wyczuwam, mimo, że w spisie nut
nie ma po nich ani śladu), jednak w tym szaleństwie jest magia, coś, co
sprawia, że co jakiś czas muszę do niego wrócić. Nie stanowi dla mnie
przeszkody nawet fakt, że baza bywa na mnie, delikatnie mówiąc, mało ciekawa, zdarza
się, że męczy mnie, drażni, ale też hipnotyzuje, zakazuje podjęcia próby
pozbycia się jej. Winowajcą jest mirra, ale po kolei.
Otwarcie EA jest relatywnie przestrzenne, znośne, klaustrofobia następuje
niedługo później. Mamy tu jaśmin, który pod względem charakteru i koncentracji
wyniesiony został z EDP z tą różnicą, że jaśminowi towarzyszy wspomniany już słodki,
kremowy kwiat pomarańczy.
Nuty kwiatowe nie pozostają długo same, już w
otwarciu nadciąga potężne uderzenie ogromnej fali waniliowej słodyczy.
Wprawdzie nie jest to waniliowy olejek do ciast, ale o realnym,
naturalistycznie oddanym zapachu wanilii też nie można mówić. W ten sposób
kwiaty zostają uwięzione w chmurze dość syntetycznej, ale przyjemnej dla nosa
wanilii. Kolejne natarcie szykuje gęsta, słodka, pozbawiona jakichkolwiek cech
zwierzęcych ambra. W tym momencie ciężar gatunkowy słodyczy, zawarty w EA, staje
się trudny do zniesienia, pojawia się jednak coś, co klinem wbija się w tę nienaturalnie
stężoną słodycz – suche, szlachetne drewno kaszmirowe. Efekt początkowy tego
zabiegu jest całkiem udany, balans między słodyczą a wytrawnym, kaszmirowym
akordem utrzymuje przyzwoity poziom, jednak im bliżej bazy, tym niebezpieczniej.
Akord waniliowo-ambrowy traci na charakterze, robi się flegmatyczny, drewno staje
się bardziej subtelne, przez co łatwo zanika w słodkim sosie, a całość
doprawiona zostaje sporą dawką dość kwaśnej, oleistej mirry.
Wierzę, że na kimś
taka mieszanka może pachnieć przyzwoicie, na mojej skórze natomiast czasami
płata figle - gryzie, mdli, męczy. Są dni, kiedy całość układa się spójnie i
całkiem przyjemnie, jednak czasami mam ochotę pozbyć się tego Aliena, bo ciężko
mi z nim wytrzymać. Swoją drogą pozbycie się go do łatwych nie należy – raz zaaplikowany
trzyma się cały dzień, a moc jego jest tak wielka, że nie sposób o nim
zapomnieć nawet po całym dniu, bez dodatkowych aplikacji. Wysoce wskazany jest
umiar w aplikacji.
Ja wracam do EA raz na jakiś czas, dzięki temu nie czuję się przytłoczona,
nie boli mnie głowa, czasami tylko zastanawiam się, czym zaskoczy mnie baza.
Nuty zapachowe: jaśmin, drzewo kaszmirowe, korzeń irysa, wanilia,
biała ambra, mirra, kadzidło.
Źródła zdjęć:
1. http://douglas.fr
2. http://naldzgraphics.net
3. http://essentialhealth.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz